niedziela, 29 maja 2011

Krotkie zapiski z dzungli

Gdy zaczyna Cie oblewac obfity pot, koszula lepi sie do ciala jak by nie byla prana przez tydzien, dookola widzisz tylko chaos zmieszany z lekcewazacym lenistwem, a twoje rece udezaja raz za razem by ubic rozjuszone komary to znaczy ze w koncu dotarles do ....selwy.
Mozna wybrac samolot, z Limy do Iquitos lot trwa zaledwie 2 godziny, my jednak postanowilismy skomplikowac ta podroz na maksa i przedrzec sie droga rzeczna przez peruwianska dzungle zwana tutaj selwa. W Pucallpie, miescie portowym nad rzeka Ucayali, zakupilismy hamaki i zaokretowalismy sie na starej barce transportowej. Poniewaz do Iquitos nie dociera zadna droga, a miasto jest dosc duze, wszystkie zapasy docieraja tu glownie za pomoca barek. Po rozmowie z kapitanem ustalilismy, ze odplywamy dnia nastepnego z samego rana. Barka posiada jedno pietro przeznaczone na hamaki, natomiast cala reszta zawalona jest wszystkim co potrzebne jest do zycia.
Barka w samo serce dzungli

Ludzie czekaja juz od wczoraj na wyplyniecie, jednak kapitan na pytanie czy juz ruszamy, z usmiechem na twarzy odpowiada, ze lada moment odplywamy. I tak czekali dwa dni ( my tylko jeden), az wtorkowym popoludniem silniki ruszyly, a zaladowana po brzegi barka powolnie ruszyla w glab amazonskiej dzungli.
Atmosfera na pokladzie jest gesta. Gesta od ludzi, potu, zalodowanego towaru i oczywiscie hamakow. Jednak nie wyczowa sie zadnego napiecia i zlosci. Tu wszyscy sa przygotowani, ze podroz moze sie opoznic o godzine, dzien, czy wiecej:))) W porcie powiedziano nam ze barka plynac bedzie ok. 4 dni plynelismy dokladnie 6:))) W selwie czas nie odgrywa priorytetowej roli w zyciu tutejszej ludnosci.
z powodu tloku lepiej sie nie ruszac wogole

Tak wiec znalezlismy sobie kacik dla siebie w platanie sznurkowi i hamakow. Czas w podrozy mijal powoli i leniwie, urozmaicany miejscami pewnymi zdarzeniami. Oprocz nieoczekiwanych zwrotow akcji typu utkniecie na mieliznie na 2 godz. czy wypadnieciu krowy za burte wraz z jej akcja ratunkowa, najwieksza atrakcja byly momenty zawijania do malych wiosek. Wtedy to sie dzialo, na poklad wbiegala banda z pysznosciami z dzungli. znakomite rybki pieczone w ogniu, owoce w tym banany o smaku jablka i inne znakomitosci. Ponadto glowna rozrywka bylo podziwanie niedostepnej i tajemniczej natury oraz zycia rzecznego. Szkoda, ze caly czas byla taka sama ta natura:)))
swieza rybka z Amazonki

Bylo cos niepokojacego w tej barce. Nie chodzi tu o to, ze caly czas sie psula i sie z czyms zderzalismy. Bardziej nas nie pokoilo to co sie dzialo w kuchni:))) Ogolnie zarcie bylo paskudne. Na sniadanie wodnista papka maczna o slodkawym cynamonowym posmaku plus bulka dla zapchania. Na obiad i kolacje cos bardziej stalego, glownie ryz badz rosol zalezy co sie nawinelo. Wszystko to przygotowywal zniewiescialy gej ze swoim 12 letnim "pomocnikiem". Chlopaki byli udani, doprawdy robili czasem niezly show na pokladzie. Jednak adorowanie Seby nie przynioslo pozadanych skutkow, a Seba musial chodzic do kibla okrezna droga:)))) Najglupsze bylo to, ze odzucenie zalotow kucharza geja przynosilo za soba powazne konsekwencje kulinarne. Zamiast swiezutkiego chlebka dostawalo sie czerstwa bule:)) doswiadczyl tego jeden z naszych hamakowych sasiadow, ktory takze wpadl w sidla gejowskich amorow.
Wszystko bylo mile i przyjemne......ale...... cholerka troche dluuuuuugo. Po czwartym dniu popadalo sie w lekki marazm splywowy. My jeszcze mielismy ksiazki i jakies inne rozrywki ale ludzie na pokladzie potrafili robic ....nic.. przez 6 dni. Dobrze, ze sa do tego przyzwyczajeni, ale o tym pozniej:)))
DZien 6. Zbiza sie poludnie, a naszym oczom ukazuje sie upragnione Iquitos polozone u bram rzeki Amazonki. Wysiadamy na lad i mozemy poczuc, ze jestesmy w sercu selwy. Bierzemy motoriksze i udajemy sie z zatloczonego nabrzeza do centrum. Wszyscy w kolo powtarzali zeby uwarzac, ze Iquitos jest niebezpieczne. Jednak podczas czterech dni naszego pobytu napotkalismy samych git ludzi.
Juz dawno nie bylismy w miescie gdzie jest tyle rzeczy do zobaczenia i zrobienia. Iquitos i okolice sa tak inne i egzotyczne, rozniace sie od wszystkich miejsc, ktore do tej pory odwiedzilismy.  Chodzi tu potroche o ludzi, znacznie rozniacych sie wygladem od peruwianczykow z gor ale przede wszystkich o dzikosc miasta, ktore rzadzi sie swoimi prawami, prawem selwy. Wyjatkowym miejscem do odwiedzenia jest rynek i dzielnica Belem. Zaczynajac od rynku, nie rozni sie on wygladem od innych zatloczonych peruwianskich marketow, a oferowanymi produktami. Oprocz zywych dzikich zwierzat z dzungli typu: malpy, aligatory, papugi, tukany, zolwie i inne, mozna takze sprobowac tych samych zwierzakow z grilla:( przykre ale to tutejsza rzeczywistosc. Ciekawy jest dzial z szamanskimi i miksturami i przedmiotami. Znajdzie sie tutaj miksture na kazda przpadlosc od zalamania milosnego po raka. Dosc popularnymi produktami sa chalucynogenne produkty takie jak Ayahuasca czy San Pedro.
Targowisko Belem

Targowisko w Belem takze

UUUUUUUU!? malpka za 20 zl

Z rynku schodzi sie do zatopionej przez pol roku dzielnicy Belem. Teoretycznie jest to najniebezpieczniejsza okolica w Iquitos, lecz plywanie po niej za dnia kanou nie nalezy do rzeczy ekstremalnych. Do pierwszych domow mozna jeszcze dojsc po kladkach lecz juz dalej tylko lodka. Wszystkie lokale umieszczone sa tu badz na palach badz na plywajacych drewnianych platformach. Jest tu wszystko: sklepy, szkoly, bary i dyskoteki ktore pod wplywem ciezaru tanczacych ludzi podtapiaja sie na kilkadziesiat centymetrow, tworzac wodne potancowy. Wskoczylismy sobie na jednego malego do plywajacego baru. Nie podaja tu normalnych drinkow tylko wyciagi z drzew badz owocow. Dosc mocne wiec powsciagliwie skonczylismy tylko na paru:)))) W porze suchej cala woda opada razem z domami i wolimy sobie nie wyobrazac jaki panuje tu wtedy syf. A propo syfu, wszechobecne sa tu komary. Dwa miesiace przed naszym przyjazdem miasto nawiedzila epidemia dengi  i chorobe te traktuje sie tu niezmiernie powaznie.
na jednego z Andrzejkami

Plywajace slumsy Belem

Glowna atrakcja turystyczna miasta jest Quistococha. Ogrod zoologiczny polaczony z plaza miejska nad przyjemna laguna. Milo sobie ogladac z bliska ( naprawde z bliska) wszystkie potwory zyjace w dzungli. Zyje tu duzo jaguarow i pum. Trafily tu zabrane z wiosek gdzie jako male kociaki byly zwierzakami domowymi, a jak urosly zaczely stanowic problem. Nie moga wrocic do dzungli, gdyz nie umieja polowac wiec zoo jest ich jedyna opcja oprocz przerobienia na portfele i paski dla turystow. Wiele innych gatunkow widzielismy po raz pierwszy w zyciu, wiekszac z nich takze zostala zarekwirowana przez policje turystyczna. A propo owej policji - zostala utworzona dla ochrony dzikich zwierzat jednak w rzeczywistosci nie robi nic w tym kierunku. Jak wiekszosc ludzi selwy sa dosc leniwi i podchodza do swojej pracy z dosc duzym dystansem. W zasadzie kazdy podchodzi tu do wszystkiego z lekcewazacym dystansem. Tak wiec czasem wydaje sie, ze ci ludzie po prostu nie robia nic albo chcieli by zeby tak bylo.
Niedaleko zoo znajduje sie centrum ratowania morswinow amazonskich. Fundacja finansowana ze srodkow USA utworzona zostala glownie w celu ksztalcenia ludzi, dla ktorych zwierzaki te stanowia niezly przysmak. W swojej placowce maja trzy okazy, ktore mozna karmic podczas gdy opiekun udziela ciekawych informacji.
malutka 3 ms krowa morska

Ostatnim etapem naszego pobytu w selwie byla wyprawa w glab selwy na dzikie i niebezpiczne przeprawy. Tak mialo byc z zalozenia:))) jednak dzungla nie jest tak niebezpieczna jak mozna sie spodziewac. Glownymi drapieznikami sa jaguary i aligatory, jednak te pierwsze zyja na terenach suchych a te drogie sa masowo polowane i zjadane, wiec spotkac jednego duzego to spore szczescie:)))) W lesie spedzilismy cztery dni z naszym przewodnikiem, ktory pokazywal nam rozne zwierzaki oraz uczyl jak uzywac wielu roslin medycznych.
wielkie drzewa - scinane na potege

Bozenka wcina tlusciutkiego robala Suri

zelazny uscisk - waz Boa we wlasnej osobie

pirania - pospolita ryba jeziorna

Region ten w porze deszczowej zalewany jest przez wode tak wiec glownie plywalismy kanou. Rankami wyplywalismy na tropienie roznych stworzen od malp po rozmaite ptaki, a wieczorami pod oslona mroku "polowalismy" z kamera na aligatory. Aligatory znalezlismy ale tylko male:))) pewnie reszte juz zjedli:((( W zasadzie wszystkie zwierzeta w selwie sa zagrozone z powodu rabunkowych i niekontrolowanych polowan na nie. Zjada sie tu wszystko co sie rusza, nie myslac czy jest to gatunek zagrozony czy nie. Tak samo jest z wycinka drzew. Wycina sie cale polacie lasow bez kreatywnego zasadzania na ich miejsce nowych upraw lesnych. Czasami po prostu rece opadaja jak slucha sie bezmyslnych tlumaczen. Jesli sie chce ratowac dzungle najpierw trza wbic tym prostym ludziom do glowy jakie bezmyslnosci tutaj wyprawiaja. Podczas naszej wyprawy lowilismy sobie rybki w rzekach i lagunach, pewnego dnia wybralismy sie na polow pirani, ktore wieczorem skonsumowalismi. Jedna z atrakcji wypadu do dzungli byl seans spozywania chalucynogennej Ayahuasci w towarzystwie szamana. Seans okazal sie lipa na maksa. Bozenka sie rozchorowala a ja nic nie poczulem, nawet jednej wizji , co za lipa. Ale z poczatku bylo naprawde kosmicznie z szamnskimi spiewami i modlami w towarzystwie nadchodzacej burzy i odglosow dzikiej selwy. Pewnego ranka znalezlismy u siebie w domku wlochata i wielka tarantulle:)))  zlapalismy weza Boa, wokol nas lataly krwiopijcze nietoperze a po drzewach chodzily malpy:))) ogolnie wypad zaliczamy do udanych jednak nalezy zaznczyc, ze niedlugo w selwie nie bedzie duzo zwierzat, a zostana tylko komary.
spotkania bliskiego stopnia

sielanka w dzungli

Teraz jestesmy w malym miasteczku na brzegu rzeki Maranon, Naucie, i czekamy na barke, ktora nas wywiezie z selwy. Mielismy dzisiaj okazje przyczynic sie do zaglady aligotorow i skosztowalismy jednego z grilla. Na nieszczecie okazal sie dobry, troche podobny do kurczaka. Wyrzuty sumienia dobijaly nas przez pol dnia ale potem potraktowalismy to jak danie regionalne gdzyz tu nie jest to nic nadzwyczajnego.
jedno z najniebezpieczniejszych zwierzat selwy - z grilla ?! (smakuje jak kurczak)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz