środa, 29 czerwca 2011

Otavalo i wielki krach.....

Dlugo, dlugo nic ale w koncu sie odzywamy. Przez ostatnie tygodnie poznawalismy druga strone dlugodystansowego podrozowania - choroby i inne schorzenia.
Po opuszceniu wybrzeza udalismy sie w utesknione gory, zeby rozkoszowac sie porannym chlodem, lepszym jedzeniem i pieknymi widokami. Pierwsze kroki w ekwadorskich andach postawilismy w Otavalo. Miescina ladna, z wlasna tozsamoscia i cosobotnim rynkiem znanym na cala Ameryke Pd. Niektorzy mowia, ze najwiekszym na calym kontynencie, ale na ten temat mozna by polemizowac. No ale rynek zaliczylismy, za wiele nie mozemy kupowac, bo plecaki juz ciaza jakby wypchane kamieniami i ksiazkami. Najpiekniejsze co mozna podziwiac na calym markecie to ludzie, bynajmniej nie o urode tu chodzi lecz o piekne tradycyjne stroje. Sa one charakterystyczne i rozpoznawane w calym Ekwadorze. Kobita moze nie miec zebow ale piekna, slniaca, biala, chawtowana recznie, bufiasta koszule musi posiadac, gdyz jest z Otavalo. 
Na rynek zjezdzaja sie ludzie z calej okolicy, by sprzedac to co posiadaja akurat na stanie.
Haftowane bluzki dla kazdego - to dopiero lans :)

Dobra swinka... kup Pani

Uliczkami przechadaja sie zesze gringo robiacy zdjecia miejscowym z kurami pod pachami i swiniami na sznurkach, ale przede wszystkim gringo przyjezdzaja tu na zakupy. W czesci artresaniowej (pamiatki) majac troche grosza, mozna obkupic sie w kazdy rodzaj pamiatek: od obrazkow, alpakowych swetrow po panamskie kapelusze i chamaki. Oczywiscie wszystko piekne i najlepszej jakosci.
a to tylko kropla w morzu pamiatek

 Sobotni rynek nie okazal sie jedyna atrakcja Otavalo. Na walki kogutow polowalismy juz od Boliwii jednak zawsze albo sie spoznialismy albo trza bylo czakac kilka dni. Tu jednak znalezlsmy arene a na niej rozwszeszcanych ludzi dopigujacych swoim kogucim pociechom. Tam gdzie gringo zadko zachodza my czulismy sie jak w innym swiecie. Rozwscieczone koguty, wrzawa, rece pelne dolarow i krew na arenie - wszystko to miksuje sie w niepowtarzalny klimat walk kogotow.
Arena kogucich gladiatorow

10 min i 12 sekund - tyle trwa walka o ile jeden z kogotow nie padnie z wycienczenia badz od smiertelnie zadanego ciosu. Zeby kurczakom uproscic mordowanie przeciwnika do lapek przyczepia sie smiertrelnie zaoszczone szpikulce, ktore potrafia przebic glowe delikwenta na wylot. W zeczy samej drastyczne ale walki kogutow traktuje sie jako tradycje i na pokazy przychodza takze matki z dziecmi. Nejlepsze, ze kogoty sa traktowane przez swoich panow jak dzieci, do czasu dopoki nie wyjda na ring - w tedy nie ma litosci - cos w stylu walcz i zarabiaj pieniazki dla tatusia, badz gin. Jeden waleczny kogot wart jest ponad 150$, te lepsze nawet i wiecej, jednorazowo potrafia tez zarobic nawet kilkaset dolarow, zalezy od obstawienia. Zeby walka byla fair ptasiory sa wazone przed walka i prezentowane na specjalnym stole, gdzie dobiera sie przeciwnikow. 
Kogut po walce... jesli przezyje

Krwawy melanz

Walki kogutow zajely nam praktycznie caly dzien. Brutalny sport, hazard i wszystko co zle, ale zdecydowanie warte grzechu. Niekiedy emocje byly rownie wielkie ja k walce bokserskiej o mistrzostwo swiata.
No i wsumie tu sie powoli koncza dobre historie. Bozenka po raz kolejny dostala silnego zatrucia, wiec zostalo w hotelu na dwa dni. Ja natomiast udalem sie jak na razie na ostatni terking na lagune Cuicocha. Piekne miejsce na calodniowe piechurowanie po krawedzi krateru wygaslego wulkanu, w ktorym znajduje sie malownicze jezioro. Ostatni to treking, gdyz po wczesnijszych symptomach teraz bol w plecach sie nasilil i zmusil mnie do udania sie na rechabilitacje. Niby mowia, ze to nic powaznego ale zostalismy uziemieni w stolicy Ekwadoru na juz ponad dwa tygodnie.
jezioro-wulkan w jednym - Cuicocha

Quito - na szcescie nie ma tego zlego co by na dobre nie wyszlo. Czas mija tutaj niesamowicie szybko. Stacjonarny tryb zycia robi nam dobrze - odzyskujemy wage, Bozenka uczescza na kurs hiszpanskiego, ja sie rechabilituje a w czasie wolnym zlatwiamy sprawy konsularne i zwiedzamy co sie da:)) Ponadto mamy tu znajoma polsko-ekwadorska rodzine, z ktora spedzilismy milo kilka wieczorow. Raz zostalismy zaproszeni na ......BIGOS:) Po prostu czas plynie luksusowo dobrze:)
W kazdym miescie starowka kojarzy sie z licznymi pubami, restaracjami i rozrywkowym zyciem nocnym - Nie w Quito. Tutaj po godz. 22.00 zawijaja chodniki, zbieraja policjantow, zamykaja wszystko co sie da, a na ulice wychodza grupki borachios, czyli pijakow. Nalezy wspomniec, iz starowka w miescie jest niesamowicie piekna i zadbana, a za dnia tetni zyciem. Tak wiec po dwoch dniach nie mogac kupic piwa wieczorem, postanowilismy przeniesc sie do bardziej rozrywkoej dzielnicy - Mariscal. Tutaj z kolei impreza trwa od poniedzialku do soboty, cala dobe i zawsze mozna kupic hot-doga:)
Quito - starowka

Tam, gdzie po 22.00 zawijaja chodniki

W miescie Quito kazdego dnia odkrywamy cos nowego. Pieknie polozone wsrod gor, z goracymi zrodlami i licznymi parkami nie daje sie nudzic. A ponadto zaledwie pol godziny drogi od miasta w kierunku polnocnym znajduje sie rownik i mozeum La Mitad Del Mundo, a wlasciwie dwa muzea i dwa srodki swiata. Pierwsze, starsze z wielkim monumentem i linia rowniak wyznaczona w XVIII w. przez franzuskich geodetow. Drogie znajdujace sie o 240 m dalej, wyznaczone za czasow wspolczesnych przy uzyciu GPS wojskowego jest o wiele ciekawsze. Atrakcyjnosc tego miejsca polega na doswiadzcaniu eksperymentalnie obecnosci na rowniku. Poszczegolne eksperymenty fizyczne sa doprawdy duzo ciekawsze niz fizyka w szkole a dodatkow lacza w sobie naukowe fakty i wiezenia ludow zamieszkujacych te tereny od wiekow. Tak wiec spuszcza sie wode, stawia jajka, chodzi z zamknietymi oczami a to wszystko idealnie na linii 0´ 0´´0´´´.
A jednak jestesmy pepkiem swiata :)

Spadaj na polnoc wiasniaku :p

Bariera nie do przebicia okazaly sie sprawy konsularne. Z poczatku nasz plan mial wygladac tak, ze dojezdzamy do Meksyku, a pozniej lecimy do Chin, przez Chiny do Mongolii i jakos dalej. Najtansze bilety do Azji mozna kupic z miedzyladowaniem w USA. Niestety by zalatwic wize do tegoz kraju z tad nalezy miec duzo czasu i jeszce wiecej cierpliwosci. Okazalo sie, ze jest opcja by leciec przez Kanade. Usatysfakcjonowani udalismy sie do konsulatu chinskiego po wize. Tu otrzymalismy odpowiedz, ze wize do Chin mozna zalatwic jedynie w kraju rezydencji, czyli w ....POLSCE. Tak wiec plan sie zmienil i obecni jedziemy prze Ameryke Centralna, az do Kuby.

czwartek, 9 czerwca 2011

Wzdluz Oceanu - Peru i Ekwador

Wreszcie ciepla woda w Oceanie Spokojnym:))))
Z dzungli przez gory az do zlotych plaz pacyfiku, przeprawa dluga nielatwa ale wreszcie mamy ciepelko, plaze i ogromne fale. Wpierwej jednak, przed wszystkim, odwiedzilismy miasto Chiclayo, lezace w pustynnej czesci wybrzeza. W zasadzie miasto jak miasto nic w nim specjalnego, lecz 20 km od niego znajduje sie jedno z najwspanialszych i najciekawszych muzeow jakie do tej pory odwiedzilismy. We wiosce Lambayeque znajduja sie skarby odkryte zaledwie 20 lat temu w grobowcu Lorda Sipana. W przeciwienstwie do wiekszosci muzeow skarby w tym powyzszym sa doprawdy ze zlota i srebra. Do tego dobrze zachowane stroje, ceramika i mumie kultury Moche (I - VI w. n. e.). Zwiedzanie umilaja prezentacje multimedialne i taka jakby szopka :) i wszystko ze smakiem i gustem. A tyle zlota i srebra na raz jeszcze nie widzielismy. Najciekawszy jest fakt, iz wszystkie te wspanialosci lezaly w miejcu dostepnym dla kazdego, gdzie dzieciaki chodzily na wino i palily ogniska, a pod ich stopami zaledwie kilka metrow lezala fortuna, zarowno materilana jak  i kulturowa.
Ale plaze wzywaja wiec ruszylismy z checia plywania i lizniecia po trochu rozslawionego w Peru surfingu. W hipisowsko imprezowej miejscowosci Mancora postanowilismy postawic swoje pierwsze kroki na desce i ujazmic pacyficzne fale. Deske wzielismy jedna na probe i juz po pol godzinie wiedzielismy ze to sport nie dla nas. Seba sie poobcieral i poobijal a Bozenke bolaly rece od wioslowania:)) Sport to mily ale do ogladania:)) Zostaly nam wiec plaze i kapiele.... ale znalezlismy inna opcje dla nas. Wypozyczylismy sobie motor typu cross i dwa dni smigalismy po okolicznych plazach i bezdrozach. Nie obylo sie bez upadkow ale nic powaznego, a wrazenia z jazdy po bezludnych plazach i kanionach ----bezcenne po trzykroc:) Dzieki temu, ze mielismy wlasny srodek transportu moglismy podziwiac malo dostepne miejsca i w jednym z takich natknelismy sie na cale stada przeogromnych zolwi morskich i rownie duzych pelikanow. Spotkalismy rybakow wracajacych z polowu z gigantycznymi tunczykami ( nawet i 10 kg), pozniej jednego zkosztowalismy.


tradycyjne lodzie rybackie - Chiqlayo


zolwie morskie giganty


ile puszek tunczyka z jednego tunczyka???

Ale czad:)))))
Pomimo, ze czas nam sielsko plynal nad morzem trza nam bylo jechac dalej w strone Ekwadoru. Poniewaz stesknilismy sie za autostopem i przygoda stanelismy ponownie na drodze z wzniesionymi kciukami.....

"Portwel wypchany dolaramiiiii, a Ty..." - witamy w Ekwadorze

Wjechalismy do Ekwadoru na stopa i tak postanowilismy jechac dalej. Na oko bylo widac, ze ruch na drogach wiekszy i jakos powinno nam sie udac. Jadac na pace pikapow dookola nas rozciagaly sie tylko plantacje bananow. Mozna powiedziec bananowa kraina. Po kilku samochodach zlapalismy komandosa z sil specjalnych Ekwadoru, ktory prowadzil juz od 20 godzin i jeszcze cztery z nami - hardcore!! I nie planowo znowu znalezlismy sie na wybrzezu tylko ze w innym kraju. Troche sie tu drozej zrobilo, bo jak w Boliwii czy Peru wszystko bylo za 1 sol czy peso to w Ekwadorze wszystko jest za 1 dolara ( od 2000 r. z powodu hiperinflacji Ekwador przyjal za walute narodowa dolara amerykanskiego). Dalej ciagnelismy na stopa wybrzezem w strone kultury afykanskiej znajdujacej sie w polnocnej czesci kraju.


stopem po Ekwadorze


Bozenka jako komandos sil specjalnych:)))
 Po drodze natrafilismy na cos ekstrafantastycznego i to znowu przez przypadek. Wlasnie do wybrzezy Ekwadoru zawitaly walenie i jest sezon na ich podladanie. Zanegocjowalismy cene wycieczki i ruszylismy jeszcze tego samego dnia na podgladanie najwiekszych stworzen na Ziemii. Po poltorej godziny poszukiwan polowa ludzi na lodce zasnela i stracila nadzieje na jakiekolwiek podgladanie a tymczsem podgladac bylo co. Wieloryby pojawily sie znienacka i musielismy je troche poscigac. Dlugie poszukiwania zrekompesowaly  nieziemskie popisy tych wielkich stworzen. Od kolowrotkow, przez salta i wymachy ogonomi, wszystko co najlepsze i to z tak bliska. Show zostal zaklucony jedynie lekka choroba morska polowy ludzi, gdyz fale tego dnia byly rownie wielkie jak te walenie:))



Wielorybi show
  I oto jestesmy my i sami czarni - to znaczy, ze juz chyba dojechalismy. Zabawne jest tylko to, ze niby czarni a gadaja po hiszpansku. Duze miasto portowe Esmeralda zamieszkana w wiekszosci przez czarnoskorych afroekwadorczykow. Wszedzie rozbrzmiewa goraca salsa kolumbijska a kobitki trzesa swoimi zacnymi wielkimi ksztaltami. Klimat juz inny jak by nie poludniowo amerykanski tylko afrykanski. Ludzie wieksi razem z nimi wieksze autobusy i rozmiary buta.
Z Esmeraldy brniemy dalej w glab czarnego wybrzeza by zobaczyc najwyzsze na swiecie lasy mangrowe, o ktorych wogole nie slyszelismy ze istnieja, a dowiedzilismy sie czystym przypadkiem. Tutaj nie zabardzo by nam wychodzila jazda na stopa, po pierwsze podobni niebezpiecznie, po drogie malo co jezdzi po tutejszych drogach. Dojechawszy do malej wioski Majagual wzielismy lodke z miejscowa glowa wioski i ruszylismy w mangry. Las przeciekawy o roznorakich ksztaltach i wymiarch. wszystko albo wodzie albo w blocie a dookola nas licznie biegajace kraby. Niektore z nich dochodzily do pokaznych rozmiarow ok. 30 cm. Korzenie drzew namorzynowych sa mocne i silnie rozwidlone tak wiec przedziranie sie przez tego typy bagniska albo jest dobra zabawa albo tragiczna mordega, zalezy kto co lubi:))) Ogolnie lasy namorzynowe to unikat na caly swiat jednak w ekwadorze niezbyt sie tym przejmuja i wycinak cale polacie tych pieknych drzew pod uprawy krewetek, z drogiej strony jak ze pysznych krewetek:)) Tylko japonczycy pompuja duza kase, zeby cokolwiek chronic w tych rejonach.


Las namorzynowy  - trudny do przejscia


Majagual - afroekwadorscy rybacy
 Teraz dojechalismy juz do konca wybrzeza Ekwadorskiego i jedziemy w gory na jakis trekking bo juz nam teskno za gorami:)))
Hey....