piątek, 14 października 2011

Gwatemalskie ukulturawianie

Nawet cos co wyglada jak kupa moze smakowac wybornie - Tortila po Gariffunsku:)
Przeprawa dobiegla konca. Byla to chyba ostatnia z wypraw w nieznane gorskie regiony, ktora jak zwykle zajela duzo czasu i zachodu, ale zarazem dostarczyla moc wrazen i pozytywnej energii. W sumie nie bylo by jej gdybysmy nie ubzdurali sobie, ze za wszelka cene chcemy dotrzec do karaibskiego miasta Livingston, ktore bylo nam zupelnie nie po drodze.
Tak wiec po poltora dnia przeprawy znalezlismy nad rzeka Rio Dulce skad mozna splawic sie dosc turystyczna lupina do Morza Karaibskiego. Ukrop niemilosierny! jest tak goraco, iz nawet nie chce nam sie chodzic po straganach. Uwalamy sie w cien i czekamy na odplyniecie. Po drodze ni z tad ni z owad przychodzi ochlodzenie w postaci malej, acz zacnie intensywnej chmury burzowej. Tu juz tak jest... swieci sobie sloneczko, a tu nagle prysznic niewidomo skad, wszystko przemacza w pare sekund do gaci, a po 3,4 minutach znowu wychodzi slonce. Typowe Karaibskie urwanie chmury.

Smigamy na Karaiby
Rejs mija bardzo przyjemnie i malowniczo. Rio Dulce jest dosc ciekawym ciekiem wodnym, gdyz jest na tyle duza, iz moga tu zimowac jachty bogatych amerykanow i jest to takze najbezpieczniejsze miejsce na karaibach by schowac sie przed huraganem. Tak wiec pelno tu jest marin i zatoczek wypelnionych cieszacymi oko zaglowkami, jachtami i motorowkani z wyzszej polki. Niektore maja nawet wlasne garaze i domki typu dzunglowego. Bylo ich pelno bo akurat zaczyna sie okres huraganowy...mniami:)
Rio Dulce znane jest jeszcze z kanionu, jaki utworzyla wbijajajc sie w dzunglowe pagorki. Ostatni odcinek przeprawy przebiega waskim gardlem zanurzonym w zieleni dzungli, ktora zwisa nad rzeka i tworzy bajeczny pejzaz. Pomimo, ze nasza lodka to srodek transportowy, glowni pasazerowie to turysci. Tak wiec kapitan plynie powoli i pozwala chlonoc widoki i cykac fotki. Zawijamy jeszcze nad gorace zrodla usytuowane na brzegu rzeki, wlasciwie w rzece. Tak sie zastanaialismy skad u licha tu sie wziely gorace zrodla. Jako, ze teorii mielismy duzo pomoczylismy tylki dluzej niz wszyscy;)

Rio Dulce, czyli slodka rzeka
Livingston.....
O.k. dlaczego uparlismy sie by przybc na to odlegle i trudno dostepe siedlisko ludzkie. Powodow naszej decyzji mozna dopatrzec sie kilku. Na pewno ciekawosc poznania kultury Gariffuna. Ha! I to jest chyba glowny powod jak sie okazalo bo jest ona doprawdy jedna z bardziej ciekawych kultur napotkanych na naszej drodze. Ale zaraz o nich.... drogim powodem byla chec zrobienia przez Sebe dredow w tylnej partiii glowy, gdzie chodowal skrzetnie wlosy juz od Boliwii. No i pozatym troche sie polenic w sielankowej atmosferze karaibow.

W atmosferze Karaibow
Wracajac do ludu Gariffuna. Jest to czarna spolecznosc zamieszkujaca wybrzeza Morza Karaibskiego kilku panstw srodkowoamerykanskich. Sa to potomkowie afrykanskich niewolnikow, ktorzy wyzwolili sie z pod panowania angielskich tyranow i rozprzestrzenili sie po okolicy mieszajac krew z tutejszymi indianami i innymi zbieglymi ludami wykorzystywanymi. Na ich bogata kulture sklada sie jezyk Gariffuna, ktory nie przypomina nic zblizonego do tego co juz znamy i kochamy. Tak wiec nasz hiszpanski znowu nie sluzy jak powinien:) Gariifuna jak juz sa zmuszeni mowic w innym jezyku niz ich to preferuja angielski, choc znaja tez hiszpanski. sam dialekt Garrifuna jest czystym afrykanskim dialektem z domieszka angielskiego, francuskiego oraz z lekka nuta tutejszych jezykow plemiennych. Wielu tutejszych uzywa tez slangu w stylu ZIOM:) czyli tak zwani rastafaranie. Mieszanke dredow, warkoczykow, afro, jezyka Gariffuna dopenia ich muzyka i wszechobecny aromat palonej marichunay. Muzyka Gariffuna to glownie nuta rodem z Afryki, czyli bebny, grzechotki, i zawodzenie w szybki rytm muzyki. Muzyka jest swietna, szczegolnie na zywo, ale co jest lepsze to ich taniec PUNTA. Czarni maja to do siebie, ze tancza tak jak zaden bialy nigdy tanczyc nie bedzie. Ich tylki, biodra i cala reszta rusza sie z taka szybkoscia i wdziekiem. Kazda czesc ciala rusza sie osobno, a jednoczesnie razem, a trzeba przyznac ze maja czym ruszac:) tzw. murzynskie ksztalty:) Tutaj mowia, ze jak kobita nie ma wielkiego odstajacego tylka to nie jest murzynka.


Jestem Gariffuna

Lekcje domino
Gariffuna z natury sa leniwi, trzeba byc obiektywnym i to powiedziec. Troche sie uzalaja, ze pomimo, iz stanowia wiekszosc w Livingston nikt nie respektuje ich praw oraz ze sa wykorzystywani i blokowany jest ich dostep do tworzenia wlasnych przedsiebiortsw. Dla nas to troche zabawne, gdy patrzy sie na ciagle byczacych sie Gariffuna, wiecznie rozesmianych i zadowolonych, trudno w nich dostrzec przedsieborczy zmysl, a  jeszcze trudniej dostrzec czlowieka wykorzystywanego. Dla Garffuna liczy sie zabawa, taniec i ogolna radosc z zycia. Wiekszosc mlodych ziomow ujarana jest trawa od switu do zmierzchu, a noca ida tanczyc. Czy takie zycie nie warte jest pozazdroszczenia....no coz, dla nas nieeeeeeeee:)
Orginalna atmosfera do robienia dredow


Zespol spiewu i tanca Gariffuna
 Podczas naszego trzydniowego pobytu w miescie mielismy okazje posluchac Gariffuna na zywo w miejscowym jak by to nazwac domu kultury Gariffuna. A to wszystko dzieki umuwionej wczesniej sesji robienia dredow. Mile mielismy populdnie- dredy, muza, piwko. To nic, ze dredy rozpadly sie po dwoch dniach, ale byly i to sie liczy:)
Praktycznie codziennie chodzilismy do malego baru na plazy gdzie z wlascicielem gralismy w domino, narodowy sport w wiekszosci krajow Ameryki Centralnej. Pomimo wielogodzinnej praktyki okazuje sie, ze domino ma jakis wiekszy sens, jednak wciaz sie go niedopatrzelismy.
Gdy juz poczulismy, ze nasycilismy sie kultura Gariffuna i poznalismy ja wystarczajaco, zlapalismy lodke i jeszcze dwa autobusy, ktorymi przetransportowalismy sie na polnoc Gwatemali do miasta Flores.
Samo miasteczko jest dosc ciekawie usytuwane na wyspie posrodku jeziora w srodku niegdysiejszej dzungli. Jeszcze pietnascie lat temu dojazd tutaj trwal prawie tydzien. Dzis dojezdza sie tu w kilka godzin- duze ulatwienie zwane droga asfaltowa. Problem jest tylko jeden. Po zbudowaniu drogi, wycinka tutejszej dziewiczej dzungli rozrosla sie na skale masowa i obecnie tyle tu dzungli co jaguar naplakal. Jak okiem siegnac to nic nie ma, a najpopularnieszym dzunglowym zwierzakiem jest obecnie krowa. Choduja ja wszyscy, tak wiec miecha im nie zabraknie na koniec swiata 2012:)
Flores jako Flores nie dostarcza zbyt duzo emocji. Jest to mile, kolorowe miasteczko, gdzie wszystkie hotele polozone sa nad jeziorem i codziennie mozna brac prawie orzezwiajace kompiele w czystej, cieplej dzunglowej wodzie. Zeby nie bylo, to jezioro na prawde jest czyste i wielkie, a do tego malowniczo polozone. Flores tak na marginesie zalozone bylo przez Majow kilkaset lat przed przybyciem hiszpanow. Wtedy to musial byc widok - majowe miasto na wyspie posrodku jeziora, ktore to jezioro bylo po srodku gestej dzungli. Trzeba miec duza wyobraznie zeby sobie to zrekonstruowac na jawie, ale w swietle zachodzacego slonca staje sie to bardziej mozliwe.
Spotkalismy naszych kumpli z nurkowania na Utilli i jeszcze jedna parke polsko-brytyjska. Tak wiec dobrze sie zlozylo bo bylo z kim swietowac urodziny Seby. Oczywiscie przy zacnym i tanim rumie rodem z Gwatemali. 
W sumie we Flores znalezlismy sie z jednego powodu by udac sie na najslynniejsze Majowe ruiny - Tikal. Robi tak wiekszosc turystow, tak wiec jest mega turystycznie a turystow jest wiecje niz miejscowej ludnosci. Idac na latwizne jedziemy rano busikiem, wygodnie i spokojnie na ruiny. Jedziemy juz o 4.30 bo chcemy ominac tlumy i poczuc troche mistycyzmu. To co jest najlepsze w Tikal to dzungla. same ruiny polozone sa dosc gleboko w dzungli w Parku Narodowym o tej samej nazwie co ruiny. Przechadzajac sie o swicie slyszy sie budzaca do zycia dzungle, wszystko dookola spiewa i sie rusza. Stada kolorowych papug dra sie na potege, tak jak w domu, tylko ze 100 razy glosniej. Dookola grasuja malpy, skaczac od jednego drzewa do drogiego. I tu nagle pojawiaja sie ruiny, ktorych czubki widac pomiedzy szczytami drzew. Piramidy na, ktorych umieszczone zostaly swiatynie maja wysokosc do 65 metrow, czyli wystaja nad otaczajaca je dzungle. Na dwie z piramid mozna sie wspiac, a zjednej z nich rozpozciera sie nieziemski widok na zielone dzunglowe morze. Do tego widac inne piramidy, ktorych wierzcholki wynurzaja sie z tego zielonego morza. jak dla nas totalna ekstaza. Pelen mistycyzm w czystej formie, jeszcze bez chord turystow, ktorzy pojawili sie jak my juz jedlismy przepyszne sniadanko. Przeczekalismy szczyt tlumowy na jednych ruinach, a pozniej dalej eksplorowalismy archeologiczne cudenka i niemal ze dziewicza dzungle. W sumie zeszlo nam sie prawie 10 godzin i niewiemy kiedy ten czas tak prysnal.


Tikal, czyli wspanialosc ruin Majow


Widok na zielony ocean ze szczytu swiatyni
 O samym Tikal i jego histori nie bedziemy sie rozpisywac bo posniecie czytajac tego posta:) Jedno co jest ciekawe, za miatso to zamieszkiwala w latach swietlnosci, czyli lata 700 - 800 n.e., spolecznosc majow liczaca 200 tys ziomow.
Ogolnie cala tutejsza dzungla usiana jest pieknymi majowymi ruinami, jednak potzreba duzo czasu i najlepiej wlasne 4x4 zeby to ogarnac. Jest jedno miejsce, do ktorego malo kto dociora. El Mirador polozony jest 3, 5 dnia drogii pieszo gleboko w dzungle tuz pod granice Meksykanska. Wyprawa podobno warta grzechu, nam niestarczylo niestety czasu zeby odwiedzic to cudo. W El Mirador swiatynie maja wysokosc dochodzaca do 160 m!!! Czyli widok na dzungle jaki ---- przewypasny:)
Wyjezdzamy z Gawtemali bardzo uraczeni tym krajem. Spedzilismy tu prawie trzy tygodnie pelne wrazen. Tyle kultur na raz jak tutaj to niesmaowita rzadkosc. Granice przekraczamy tam gdzie malo kto to robi, ale bylo najtaniej:)
Docieramy do meksykanskiego miasteczka Tenosique w stanie Tabasco, to slynne tabasco pochodzi wlasnie z tad. Zostajemy mile przywitani w Meksyku, serdecznoscia i zyczliwoscia ludzka. Seba nawet dostaje drogi w tym tygodniu kapelusz w prezencie. Jako, ze transport w Meksyku nie nalezy do tanich zdecydowalismy sie kontynuowac nasza podroz na stopa. Dlugo sie zastanaialismy czy nie jest to iscie glupi pomysl, ale nie. latwo tez nie jest co prawda ale ludzie sie zatrzymuja i jakos idzie na przod. A co w stopie jest najprzyjmniejsze, oprocz tego ze nie trzeba za niego placic:), to historie male i duze tych ktorzy nas podwoza.
Obecnie jestesmy na Jukatanie, na  Rivierze Majowej, gdzie powinno byc goraco i slonecznie. Ludzie powinni opalac sie na przecudownech bialych plazach i plywac w nieziemsko blekitnej wodzie. My jestesmy tu dwa dni i ciagle pada, tak wiec wszyscy lacznie z nami racza sie tequila i spedzaja mile deszczowe dni. Nam zostaly juz tylko trzy dni do wylotu na Cube wiec chcemy jak najwiecej wycisnac z tego krotkiego pobytu na meksykanskiej ziemii. Jedno mozemy powiedziec, nawet pommiomo deszczu plaze na Rivierze Majowej sa nieslychanie bajeczne.
Piekne... a co by bylo gdyby bylo slonce :)

Rower - mala rzecz a cieszy

Seba w Meksyku

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz