sobota, 12 lutego 2011

Daleko, hen daleko: Ziemia Ognista i Torres del Paine

Ok, sprawa wyglada tak, iz juz dawno wyjechalismy z Ziemi Ognistej bo bylo zimno i niesamowicie drogo ale dopiero teraz wyszlismy z dziczy i mamy dostep do neta, wiec mozna potraktowac to jako uzupelnienie. Po pierwsze uzupelniam zdjecia pingwinow z Punta Thombo bo sa naprawde sympatyczne.
Po w miare ekspresowym stopie do Ushuaii, najbardziej wysunietego miasta na poludnie, znalezlismy sie na Ziemii Ognistej, ktora wyglada zupelnie inaczej niz nasze wyobrazenia o krancu swiata, gdzie nic nie ma a w morzu plywaja potwory i zjadaja marynarzy przekraczajacych Ciesnine Magellana.
W ciesninie ruch raczej mizerny a mozna powiedziec ze praktycznie zminimalizowany. Po tym jak otworzono Kanal Panamski obszar ten stracil na waznosci w transporcie morskim i teraz zycie biegnie tu raczej leniwie, opierajac gospodarke glownie na rybolustwie i turystyce. W Ushuaii spedzilismy pare dni relaksujac sie i zwiedzajac okolice. Chcielismy sobie zafundowac wyprawe na Przyladek Horn, ale cena takiego rejsu to ok.
4 tys. pol zl, wiec zaradnie postanowilismy sie napic piwa i tez bylo fajnie:)) Miasteczko przypomina troche Zakopane ma dobry klimat, szcegolnie jednak uzeka widok z otaczajcych miasto gor. Czasami czuc ze to juz dalej sie nie da.
Zeby nie zagrzac sie zbytnio w jednym miejscu jedziemy przez wyspe w strone Chile, do Punta Areny. Krajobrazy na Ziemii Ognistej sa nisamowite, wysokie granitowe gory porzedzielane szerokimi dolinami rzecznymi, surowy klimat ocieplaja jedynie mroczne lasy, ktorych galezie pokrywa mistyczny mech. Mozna sie w czuc w klimat jak  z Pocachontas albo Muminkow. Po dwoch dniach jazdy jestesmy z powrotem na kontynecie w Punta Arena.
Miasto Magellana, wszystko tu jest nazwane jego imieniem, nawet kosze na smieci. Ladujemy na capingo-hostelo-domu i w zasadzie dobrze sie bawimy. Zaprzyjaznilismy sie z trzema miejscowymi tubylcami i wlascicielem, ktorzy razem z nami degustuja przez dwa dnii miejscowy rum.
W Punta Arena mielismy zostac jeden dzien ale zostalismy trzy i jak sie okozalo mialo to zbawienny wplyw na nasze pozniejsze autostopowanie, gdyz jak sie okozalo byl bardzo tanii autobus, ktorym wydostalismy sie z miasta w strone najslynniejszego po tej stronie globu rejonu trekingowe - Torres del Paine.
No i tu w zasadzie zaczyna sie zupelnie inna przygoda. A zapolnialem powiedziec ze przez kaca ogarnelismy sie na autobus dopiero populdniem co tez jest wazne pozniej. A i na kaca dobre sa surowe ostrygi z sokiem z cytryny - jak sie nie zwroci to pomoze. No wiec dojechalismy do Puerto Nattales, gownej bazy wypadowej w gory i bylo dosc pozno gdy zdecydowalismy sie dojechac na stopa 160 km do samego wejscia do Parku Narodowego. Bylo to praktycznie niemozliwe ale sie udalo i po 22.00 przejechalismy strozowke, a co najlepsze oszcedzajac na biletach duzo pieniedzy, gdyz juz nikogo niebylo w kasie:)))
Trekking w gorach trwal 7 dni i szczerze powiemy ze nie bylo latwo. Na samym poczatku Bozenka byla juz pelna obaw czy da rade isc z 13 kg plecakiem pod gore, no ale ruszylismy obladowani w namiot, jedzenie i reszte sprzetu. Problem jest w tym, ze w tych gorach trzeba dzwigac wszystko samemu jesli nie chce sie wydawac sporych sum za prymitywny dach nad glowa. Pogoda w Torres del Paine dopisala i praktycznie nie mielismy deszczu. Wogole tak trzeba przyznac ze szczescie nam caly czas sprzyja i jetesmy z tego powodu niesamowicie zadowoleni. W gorach widoki byly superasne: pinkne jeziora, ladne widoki no i ogromne lodowce. Po dwoch dniach przestaly nas bolec plecy i juz wogole bylo niesamowicie fajnie.
Po zejsciu z gor spotkalismy dwoch polakow Jakuba i Piotrka (Pozdrowionka!!!) i byla to mila odmiona po tlumach wszechobecnych tutaj Izraelitow. No i ruszylismy dalej na polnoc w strone ciepla.
Ciag dalszy nastapi. mamy nadzieje, ze szcescie dalej bedzie nam sprzyjac:))
Hey
Pogadamy???

1,5 mln pingwinow w jednym miejscu:p
Punta Arena - wszystko jest mozliwe
Ushuaia i KONIEC SWIATA
Nic dodac
Wielka, plynaca kupa lodu - a jaka piekna:))

Pozowanie do zdjec jest meczace





4 komentarze:

  1. buziaki z Wrzeszcza, u nas już prawie wiosna puka do okien!
    pomyślności, jou!
    autostop nie zginie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Calusy od wuja Eda I cioci Hali; ogladamy, podziwiamy, zyczymy dalszych wspanialych wrazen.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciocia Hala Was podziwia, jestescie "boscy" w swojej wielkiej wyprawie. Przekazuje tez pozdrowienia od Babci Marii, Mamy Wiesi i Taty Wojtka oraz od calej Rodzinki z jeleniej Gory.
    Zyczymy Wam dalszych wspanialych wrazen.
    Hala

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziekujemy za wszystkie pozdrowienia:))) My przesylamy duzo slonaca bo mamy czasem za duzo:))

    OdpowiedzUsuń