piątek, 15 kwietnia 2011

Gorzysta roznordnosc, czyli bliskie spotkania z tubylcami.

Wracamy do Naszych drogich sluchaczy po dluzszej nieobecnosci. Brak naszej aktywnosci spowodowany zostal utknieciem w pewnej malej uroczej miejscowosci. Utknac w Boliwii mozna z kilku powodow: sraczki, braku transportu, lawin blotnych lub urok danego miejsca nie pozwala na jego opuszczenie. Istnieje inna opcja, ktora w zasadzie laczy poprzednie - wlasciwie to nam sie przytrafilo w Samaipacie, ale o tym pozniej .....
Po urokliwej Tupizie pojechalismy do najwyzej polozonego miasta na swiecie - Potosi 4070 m. n. p. m. . Ciekawe miejsce ale dosc chaotyczne, po urokliwym poludniu zetkniecie z taka iloscia spalin bylo w zasadzie dobijajace. W dodatku Seba dotsal sraczki i pierwszy dzien w tym miescie byl ....trudny.
Jak mowia legendy Potosi bylo najbogatszym miastem kolonialnym hiszpani do tego stopnia, ze ulice wylozone byly srebrem jakos 300 lat temu. Teraz wylozone sa smiecmi i brukiem a samo miasto do najbogatszych nie nalezy. Z wielkiego splendoru pozostala tylko architektura kolonialna (wpisana na liste UNESCO) i wielka kopalnia srebra. W zasadzie gorujaca na miastem gora to jedna wielka kopalnia, ktora czynna jest od ponad 400 lat i pochlonela jak dotad ok 8 mln istnien ludzkich pracujacych w jej otchlaniach. Za czasow kolonialnych z tej gory pochodzilo ok 70 % swiatowych zasobow srebra. Obecnie kopolnia dziala na pelnych obrotach i mozna ja zwiedzac z lokalnym przewodnikiem. Jako, ze jest glowna atrakcja miasta my tez sie udalismy w odwiedziny do gornikow. Tradycja jest kupowanie gornikom prezentow na lkolanym rynku gorniczym. Jest to sprawa kosmiczna bo kupuje sie glownie alkohol ( 97 %), liscie koki i............kurka dynamit!!!!! I sprawa nie byla by dziwna gdyby nie to, ze uzbrojona laksa dynamitu kosztuje ok 6 zl!!!!!!! i kazdy moze se kupic ile tylko chce tego cudenka. Co prawda wladze miasta zakazaly sprzedazy turystom ale....to jest Boliwia wiec nikt se z tych zakazow nic nie robi:))))) No wiec uzbrojeni po zeby idziemy w czarne otchlanie Cerro Rico. Wycieczka nie jest latwa tak jak praca chlopakow, ktorzy tyraja tu calymi dniami. Mozna spotkac nastoletnich gornikow a takze i kobitki rozlupujace kamienie w poszukiwaniu mineralow. Sprawa jest smutna tak jak smutna jest rzeczywistosc boliwijskiego gornika. Gina tu caly czas ludzie, a rzad nie przejmuje sie ani warunkami pracy ani jakimikolwiek swiadczeniami dla tych ludzi.
Tak tylko wtracimy, ze Boliwia to jeden wielki strajk. Strajkuja wszyscy od gornikow, matek z dziecmi poprzez inne zawody - lekarzy , nauczycieli. Tu nawet sie strajkuje przeciwko strajkom. Tak wiec wiekszasc czasu glowne miasta sa blokowane przez smutne i chalasliwe pochody ludzi, ktorzy chcieli by zyc odrobine normalniej.

wladza w rekach ludu! czyli dynamit za 6 zl

Ciezka dola gornika

liscie koki - podobno dobre na wszystko
Wracjac do Potosi i do naszej wycieczki- przyzylismy nic nam nie spadlo na glowy a sama kopalnia robi duze wrazenie. W okolicy 20 km od miasta sa bardzo przyjemne gorace zrodla wiec po wszystkim pomoczylismy tylki w gorskich krajobrazach.  A wieczorekiem rozkoszowalismy sie przy Potosinie, browarze najwyzej polozonym na swiecie.
Niedaleko Potosi znajduje sie inne miasto zupelnie juz inne, perla architektury kolonialnej Boliwii - Sucre. Starowka wpisana na liste swiatowgo dziedzictwa UNESCO po prostu olsniewa. Do miasta ciagna tlumy turystow, a co za nimi - pieniadze. Olsniewajaco biale stare maisto Sucre jest zadbane, bezpieczne i jakby lekko wyjete z boliwijskiej rzeczyistosci. Pieknie polozone wsrod gor z licznymi bialymi kosciolami w czasach kolonialnych bylo rowniez niesamowicie waznym osrodkiem zamorskim Hiszpani.

sobotnia potancowa

Sucre. Ma duzo takich budynkow
W miescie spedzilismy ponad tydzien, gdyz nas urzeklo i mielismy rowniez sraczke ( jest ona udreka turystow w Boliwii). Jak juz wydobrzelismy i nabralismy sil udalismy sie na malo popularny trekking w okoliczne gory, gdzie kiedys rzadzili wielcy Inkowie. Jako, ze jest malo popularny sam wyjazd z miasta byl ciekawy. Zaladowlaismy sie na wielka ciezarowke z kulkudziesiecioma innymi lokalsami i ich wielkim dobytkiem. Kazdy mial swoje 10 cm prywatnosci. Spotkalismy rowniez dwojke innych zadnych przygod gringo Alison i Billego i razem bladzilsmy po gorskich bezdrozach przez trzy dni. Bladzic tu nie latwo, gdyz gory wysokie, nieoznakowane a miejscowa ludnosc gada tylko w lokalnym indianskim dialekcie Quechua, wiec pytac o droge nie latwo. No ale dalismy rade i bylo naprawde sypatycznie a w dodatku wiedzielismy slady dinozaurow T-Rexa i Brontozaura!!!!!! ( w zasadzie mogla to byc gigantyczna kura i tak bysmy nie odruznili:))) Trekking ten mozna zaliczyc do specjalnych, gdyz byl jak podroz w czasie o jakies 200 - 300 lat. Sucre bliskie jest calkowitej nowoczesnosci natomiast 30 km dalej w gorach ludzie zyja w lepiankach bez elektyki, wody bierzacej a dzieci chodza do szkoly po 3 - 4 godziny do najblizszej szkoly ( po gorach, a godzine wyjscia rozpozanja po sloncu) wiec jak jakis bachor nie chce chodzic do szkoly nalezy go poslac do Boliwii. W Sucre jest rowniez Park Dinozaurow z najdluzszymi zachowanymi sladami dinozaurow na swiecie ( nawet podniecajace:)


"Autobus" podmiejski dowiezie Cie prawie wszedzie :)

Sciezka przedhiszpanska - prowadzi ludzi juz od ponad 700 lat

O jeden krok za T-Rexem
Milo spedzony czas w Sucre zakonczony zostal 18 godzinna przeprawa autobusowa w dul do dzungli do miasta Santa Cruz de la Sierra. W skrocie mozna powiedziec, ze ucieklismy z tamtad po jednym dniu. Nic ciekawego w drugim co do wielkosci miescie Boliwii nie da sie znalesc. Jest to najbogatsze miasto tego kraju jednak niczym nie urzeka. Jak sie pozniej dowiedzielismy panuje tam epidemia Dengi, wiec krotki pobyt wyszedl nam na zdrowie. W czasie naszej obecnosci w regionie Santa Cruz umarla dwojka dzieci na Denge, jest to takie cholerstwo bo nie ma na nia zadnej szczepionki ani lekow doraznych.
Tak wiec odjechalismy kawalek w okolice Parku Narodowego Amboro do miejscowosci ....Samaipata ( to ta z poczatku watku). W zasadzie to plan byl taki zeby odwiedzic park narodowy i z tad uciekac, ale niezbadane sa nasze sciezki i z wielu powodow zostalismy tu na dluzej:)))
Samaipata to doskonale miejsce do relaksu, szczegolnie w Hostelu Jardin. Niesamowicie sympatyczni ludzie przewineli sie podczas naszego pobytu. Dodatkowo bylismy dwa dni w tajemniczym i mrocznym lesie w chmurach. Jest on niesamowity niczym Jurassic Park. rosna tu paprocie giganty - 1 m wysokosci rowna sie 100 latom, czyli jak widzielismy paprocie po 12 m i wiecej to jest w cholere lat 1000 i wiecej. Mozna se wyobrazic ze Krzystof Kolumb sikal na ta paproc i duzo sie nie zmienila przez te pare set lat. A tak ogolnie czas mijal nam blogo, leniwie i blyskawicznie. Jako, ze w Samaipacie wszyscy sie znaja, zaprzyjaznilismy sie takze z naszym przewodnikiem Santiago. Po krotkiej rozmowie stanelo na tym, ze pomozemy mu zrobic wylewke w jego malenkiej chatce w gorach. Podlogi w koncu nie polozylismy ale dwa dni spedzilismy w przepieknej gorskiej scenerii w domku z kominkiem i bylo mega cudownie. No ale, ze podroz to podroz w koncu musielismy opuscic to sympatyczne miejsce i udac sie w dalsza droge. Celem nastepnym okazlo sie La Paz w ktorym jestesmy od wczoraj i piszemy teraz tego posta. Jest wysoko, zdradzimy tylko tyle - reszta w nastepnym odcinku:))))  

Rajskie wodospady

Spotkanie 2,5 stopnia z Puma

Rajska Bozenka

Tam, gdzie dzungla spotyka sie z gorami

Frajda na rwacej rzece

Paprocie giganty w mistycznym lesie

Spacer w chmurach

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz