Nawet cos co wyglada jak kupa moze smakowac wybornie - Tortila po Gariffunsku:) |
Tak wiec po poltora dnia przeprawy znalezlismy nad rzeka Rio Dulce skad mozna splawic sie dosc turystyczna lupina do Morza Karaibskiego. Ukrop niemilosierny! jest tak goraco, iz nawet nie chce nam sie chodzic po straganach. Uwalamy sie w cien i czekamy na odplyniecie. Po drodze ni z tad ni z owad przychodzi ochlodzenie w postaci malej, acz zacnie intensywnej chmury burzowej. Tu juz tak jest... swieci sobie sloneczko, a tu nagle prysznic niewidomo skad, wszystko przemacza w pare sekund do gaci, a po 3,4 minutach znowu wychodzi slonce. Typowe Karaibskie urwanie chmury.
Smigamy na Karaiby |
Rio Dulce znane jest jeszcze z kanionu, jaki utworzyla wbijajajc sie w dzunglowe pagorki. Ostatni odcinek przeprawy przebiega waskim gardlem zanurzonym w zieleni dzungli, ktora zwisa nad rzeka i tworzy bajeczny pejzaz. Pomimo, ze nasza lodka to srodek transportowy, glowni pasazerowie to turysci. Tak wiec kapitan plynie powoli i pozwala chlonoc widoki i cykac fotki. Zawijamy jeszcze nad gorace zrodla usytuowane na brzegu rzeki, wlasciwie w rzece. Tak sie zastanaialismy skad u licha tu sie wziely gorace zrodla. Jako, ze teorii mielismy duzo pomoczylismy tylki dluzej niz wszyscy;)
Rio Dulce, czyli slodka rzeka |
O.k. dlaczego uparlismy sie by przybc na to odlegle i trudno dostepe siedlisko ludzkie. Powodow naszej decyzji mozna dopatrzec sie kilku. Na pewno ciekawosc poznania kultury Gariffuna. Ha! I to jest chyba glowny powod jak sie okazalo bo jest ona doprawdy jedna z bardziej ciekawych kultur napotkanych na naszej drodze. Ale zaraz o nich.... drogim powodem byla chec zrobienia przez Sebe dredow w tylnej partiii glowy, gdzie chodowal skrzetnie wlosy juz od Boliwii. No i pozatym troche sie polenic w sielankowej atmosferze karaibow.
W atmosferze Karaibow |
Jestem Gariffuna |
Lekcje domino |
Orginalna atmosfera do robienia dredow |
Zespol spiewu i tanca Gariffuna |
Praktycznie codziennie chodzilismy do malego baru na plazy gdzie z wlascicielem gralismy w domino, narodowy sport w wiekszosci krajow Ameryki Centralnej. Pomimo wielogodzinnej praktyki okazuje sie, ze domino ma jakis wiekszy sens, jednak wciaz sie go niedopatrzelismy.
Gdy juz poczulismy, ze nasycilismy sie kultura Gariffuna i poznalismy ja wystarczajaco, zlapalismy lodke i jeszcze dwa autobusy, ktorymi przetransportowalismy sie na polnoc Gwatemali do miasta Flores.
Samo miasteczko jest dosc ciekawie usytuwane na wyspie posrodku jeziora w srodku niegdysiejszej dzungli. Jeszcze pietnascie lat temu dojazd tutaj trwal prawie tydzien. Dzis dojezdza sie tu w kilka godzin- duze ulatwienie zwane droga asfaltowa. Problem jest tylko jeden. Po zbudowaniu drogi, wycinka tutejszej dziewiczej dzungli rozrosla sie na skale masowa i obecnie tyle tu dzungli co jaguar naplakal. Jak okiem siegnac to nic nie ma, a najpopularnieszym dzunglowym zwierzakiem jest obecnie krowa. Choduja ja wszyscy, tak wiec miecha im nie zabraknie na koniec swiata 2012:)
Flores jako Flores nie dostarcza zbyt duzo emocji. Jest to mile, kolorowe miasteczko, gdzie wszystkie hotele polozone sa nad jeziorem i codziennie mozna brac prawie orzezwiajace kompiele w czystej, cieplej dzunglowej wodzie. Zeby nie bylo, to jezioro na prawde jest czyste i wielkie, a do tego malowniczo polozone. Flores tak na marginesie zalozone bylo przez Majow kilkaset lat przed przybyciem hiszpanow. Wtedy to musial byc widok - majowe miasto na wyspie posrodku jeziora, ktore to jezioro bylo po srodku gestej dzungli. Trzeba miec duza wyobraznie zeby sobie to zrekonstruowac na jawie, ale w swietle zachodzacego slonca staje sie to bardziej mozliwe.
Spotkalismy naszych kumpli z nurkowania na Utilli i jeszcze jedna parke polsko-brytyjska. Tak wiec dobrze sie zlozylo bo bylo z kim swietowac urodziny Seby. Oczywiscie przy zacnym i tanim rumie rodem z Gwatemali.
W sumie we Flores znalezlismy sie z jednego powodu by udac sie na najslynniejsze Majowe ruiny - Tikal. Robi tak wiekszosc turystow, tak wiec jest mega turystycznie a turystow jest wiecje niz miejscowej ludnosci. Idac na latwizne jedziemy rano busikiem, wygodnie i spokojnie na ruiny. Jedziemy juz o 4.30 bo chcemy ominac tlumy i poczuc troche mistycyzmu. To co jest najlepsze w Tikal to dzungla. same ruiny polozone sa dosc gleboko w dzungli w Parku Narodowym o tej samej nazwie co ruiny. Przechadzajac sie o swicie slyszy sie budzaca do zycia dzungle, wszystko dookola spiewa i sie rusza. Stada kolorowych papug dra sie na potege, tak jak w domu, tylko ze 100 razy glosniej. Dookola grasuja malpy, skaczac od jednego drzewa do drogiego. I tu nagle pojawiaja sie ruiny, ktorych czubki widac pomiedzy szczytami drzew. Piramidy na, ktorych umieszczone zostaly swiatynie maja wysokosc do 65 metrow, czyli wystaja nad otaczajaca je dzungle. Na dwie z piramid mozna sie wspiac, a zjednej z nich rozpozciera sie nieziemski widok na zielone dzunglowe morze. Do tego widac inne piramidy, ktorych wierzcholki wynurzaja sie z tego zielonego morza. jak dla nas totalna ekstaza. Pelen mistycyzm w czystej formie, jeszcze bez chord turystow, ktorzy pojawili sie jak my juz jedlismy przepyszne sniadanko. Przeczekalismy szczyt tlumowy na jednych ruinach, a pozniej dalej eksplorowalismy archeologiczne cudenka i niemal ze dziewicza dzungle. W sumie zeszlo nam sie prawie 10 godzin i niewiemy kiedy ten czas tak prysnal.
Tikal, czyli wspanialosc ruin Majow |
Widok na zielony ocean ze szczytu swiatyni |
Ogolnie cala tutejsza dzungla usiana jest pieknymi majowymi ruinami, jednak potzreba duzo czasu i najlepiej wlasne 4x4 zeby to ogarnac. Jest jedno miejsce, do ktorego malo kto dociora. El Mirador polozony jest 3, 5 dnia drogii pieszo gleboko w dzungle tuz pod granice Meksykanska. Wyprawa podobno warta grzechu, nam niestarczylo niestety czasu zeby odwiedzic to cudo. W El Mirador swiatynie maja wysokosc dochodzaca do 160 m!!! Czyli widok na dzungle jaki ---- przewypasny:)
Wyjezdzamy z Gawtemali bardzo uraczeni tym krajem. Spedzilismy tu prawie trzy tygodnie pelne wrazen. Tyle kultur na raz jak tutaj to niesmaowita rzadkosc. Granice przekraczamy tam gdzie malo kto to robi, ale bylo najtaniej:)
Docieramy do meksykanskiego miasteczka Tenosique w stanie Tabasco, to slynne tabasco pochodzi wlasnie z tad. Zostajemy mile przywitani w Meksyku, serdecznoscia i zyczliwoscia ludzka. Seba nawet dostaje drogi w tym tygodniu kapelusz w prezencie. Jako, ze transport w Meksyku nie nalezy do tanich zdecydowalismy sie kontynuowac nasza podroz na stopa. Dlugo sie zastanaialismy czy nie jest to iscie glupi pomysl, ale nie. latwo tez nie jest co prawda ale ludzie sie zatrzymuja i jakos idzie na przod. A co w stopie jest najprzyjmniejsze, oprocz tego ze nie trzeba za niego placic:), to historie male i duze tych ktorzy nas podwoza.
Obecnie jestesmy na Jukatanie, na Rivierze Majowej, gdzie powinno byc goraco i slonecznie. Ludzie powinni opalac sie na przecudownech bialych plazach i plywac w nieziemsko blekitnej wodzie. My jestesmy tu dwa dni i ciagle pada, tak wiec wszyscy lacznie z nami racza sie tequila i spedzaja mile deszczowe dni. Nam zostaly juz tylko trzy dni do wylotu na Cube wiec chcemy jak najwiecej wycisnac z tego krotkiego pobytu na meksykanskiej ziemii. Jedno mozemy powiedziec, nawet pommiomo deszczu plaze na Rivierze Majowej sa nieslychanie bajeczne.
Piekne... a co by bylo gdyby bylo slonce :) |
Rower - mala rzecz a cieszy |
Seba w Meksyku |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz