niedziela, 27 marca 2011

Boliwia - to juz zupelnie inna bajka

Mozna powiedziec, ze przekraczajac granice chilijsko-boliwijska rozpoczelismy nowy rozdzial w podrozy. Mielismy pewne wyobrazenie o Boliwii juz zanim sie w niej znalezlismy, a kilku szczegolowych wskazowek udzielili nam oficerzy policji chilijskiej. Jedno skonczylo sie na pewno... jazda autostopem ;(
Sa tego co najmniej dwie przyczyny, po pierwsze autobusy sa tu stosunkowo tanie, a po drogie niewiele jezdzi po boliwijskich drogach (o ile mozna to, co tu zastalismy nazwac drogami). Dodac mozna jeszcze jeden szczegol, jest tu bardzo biednie, a co za tym idzie niebezpiecznie. Juz pierwsi napotkani turysci, w tym jeden z naszych rodakow opowiadaja historie rodem z filmow kryminalnych np, napady z bronia i nozem w reku, napady na autobusy liniowe i na zmyslnych kieszonkowcach konczac... a i trzeba wspomniec, ze Boliwia jest krajem tranzytowym kokainy z Kolumbii przez Chile do Europy. Druzgocacym faktem jest to, iz piwo jest drozsze niz w Polsce!!!
Pomimo kilku niedogodnych faktow trzy tygodnie jakie spedzilismy do tej pory w tym kraju byly przemile i pelne wrazen. Wszystko rekompensuja przecudowne krajobrazy, prawie ze nietknieta przyroda i przebogta kultura ludow andyjskich (kazde miato, region charakteryzuja inne stroje, ludzie, muzyka i jedzenie).
Pierwszy przytsanek w naszej podrozy po Boliwii, to Oruro. Miasto wyjatkowo nieurodziwe z duszacym, wszechobecnym i obezwladniajacym smogiem (ludzie pojecia nie mamy czym oni tankuja samochody). Aczkolwiek ku naszemu zdeumieniu (znalezlismy sie w tym miescie nieplanowo) odbywa sie tu jeden z najslynniejszych karnawalow Poludniowej Amerki - Diablada ( Festiwal Diabla, wpisany na liste UNESCO). Oczywiscie spoznilismy sie na niego jakis tydzien, ale ku naszej uciesze w niedzielne przedpoludnie odbyla sie Diablada w wykonaniu najmlodszych Orurowian ;p


mlode ale daja rade

Diabalada Infantil Festival Oruro
Jedno nas na pewno cieszy w Boliwii - tanie jedzenie na ulicy :):):) choc nie zawsze wyglada apetycznie i niekoniecznie smakuje wybornie, JEST :) Na ulicy w zasadzie mozna kupic wszytko, bo marketow tu nie uzyczysz. W zamian sa cale rzesze babuszek (niewaznie czy maja 20, 35, czy 60 lat zawsze wygladaja tak samo i zawsze maja dziecko przywiazane do plecow i kapelusz na glowie) sprzedajacych co dusza zapragnie.

Nasza wizyta w Oruro nie trwala dlugo, wiec juz po 3 dniach bylismy w Uyuni, centrum wypadowym na najwieksze solnisko na swiecie oraz przepiekne wyzyny Altiplano :) Uwaga!!! nie planowac noclegow w autobusach nocnych. Jak przewaznie ten sposob zaoszczedzenia na noclegu sprawdza sie, to w kraju gdzie asfalt jest rzadkoscia zmruzenie oka w srodku komunikacji nie jest mozliwe.
Jako, ze w zasadzie niesposob tego wszystkiego ogarnac bez wlasnego srodka transportu, zmuszeni bylismy wykupic trzy dniowa wycieczke wypasiona toyota 4x4. Cena relatywnie nie jest wysoka, a po pierwszym dniu juz zapomnielismy o kosztach, gdyz widoki zapieraja dech. Dodatkowo trzy dni offroadu na wysokosci ponad 4 tys. m.n.p.m. samo w sobie jest super frajda. Niektorzy bywalcy wyruszaja tylko na slynny salar jednak ze w naszej opini Altiplano jest rownie wyjatkowym zakatkiem naszej planety Ziemii.
Marzec jest okresem konca pory deszczowej w Boliwii. zatem solnisko pokryte jest kilkudziesiecio centymetrowa warstwa wody - daje to przepinkny efekt lustra, ale uniemozliwia dotarcie w niektore miejsca pustyni solnej. Salar de Uyuni polozony jest na wysokosci 3600 m n. p. m., ma 12 tys. km kw. powierzchni bez wielu punktow odniesienia co sprawia ze co roku gubia sie nanim ludzie (ze sporadycznymi przypadkami smierci). Ciekawostka jest to, iz pod pokladami soli znajduja sie liczne zloza mineralow, ktore powoduja zaklucanie pola magnetycznego Ziemii i uniemozliwiaja korzystanie z kompasu ( jezdzi sie w kolko).
Na salarze pracuja ludzie wydobywajacy sol i transportujacy ja na brzeg, gdzie pozniej jest oczyszczana i eksportowana jako sol spozywcza.
Eksploatacja soli na Salar de Uyuni

my i salar

Altiplano przywitalo nas nieskazitelnie czystym powietrzem i kolorowymi pejzazami. Przez trzy dni pzrejechalismy ponad 1100 km po andyjskich bezdrozach. Mijalismy pustynie, wulkany, gejzery, laguny i tysiace rozowych flamingow. W zasadzie nie da sie tego opisac pokazemy zdjecia po powrocie:))))

Altiplano

Nasze prawie wlasne 4x4


Zakazane zdjecie flamingow w locie


Seba Monster z gejzerow
 Nasz przewodnik opowiadal niesamowite historie o przemytnikach, ktorzy przez tydzien ida najpierw przez Altiplano, nastepnie przez Atakame z 30 - 50 kg  plecakami wypchanymi kokaina. Maszeruja pòd oslona nocy, zeby nie zostac zlapanym przez chilijska policje. Podobno w kazdym domu w gorach mozna znalesc pare kilo koki, to jest ich podstawowe zrodlo utrzymania.

Po trzech dniach pelnych wrazen ruszylimy do miasteczka Tupiza, ktore slynie z tego, ze jest bardziej dzikie niz dziki zachod :) aco sie robi na dzikim zachodzie??? Jezdzi sie konno!!! Tak wiec i my zamieniajac sie w kowboji wskoczylismy na konie (wychudzone szkapy) i ruszylismy na przeprawy przez gory i rzeki. Z poczatku balismy sie o nasze szkapy, a potem juz o nas. Bez wiekszych umiejetnosci pierwszy raz w zyciu galopowalismy, przekraczalismy metrowej glebokosci rzeki i wogole nie jezdzilismy w kolko w zagrodzie :)
Tupiza miala dla nas jeszcze jedna niespodzianke w postaci dwoch Polek Alicji i Karoliny, ktore sa wolontariuszkami w tamtejszym domu dziecka. Tak sie zlozylo, ze jednego dnia dzieciaki obchodzily dzien ojca w szkole, a jako ze nie maja swoich tatusiow przygarnely na to stanowisko Sebe i poszlismy do szkoly jako reprezentacja rodzicow dzieci z domu dziecka :) Dzieki dziewczynom poznalismy tradycyje tance, a w szczegolnosci Tinku, ktory one same cwicza, a nawet wystepuja publicznie :) W Tupizy spedzilismy troche czasu, relaksujac sie po jak sie okazolo dosc meczacej calodniowej przejazdzce konno. Zakwasy trzymaly nas dniiiiiii.3.

Seba Super Tata

Bozenka i jej wierna szkapa

Dzikszy dziki zachod
Polish Tinku Girls
 

niedziela, 20 marca 2011

Polnocne Chile - plaze, pustynie, tsunami, a to wszystko pod gwiazdami :)

... a bylo to tak ...
Po winnym pozegnaniu z Argentyna udalismy sie na Chilijskie wybrzeze rozkoszowac sie sloncem, plazami i owocami morza (jednym slowem krotkie wakacje od wakacji). Serena i Coquimbo przwitaly nas jako pierwsze swoja kolonialna zabudowa i portowym charakterem. Dwa miasta zupelnie sie rozniace tworza jedna zwarta calosc. Serena jako jedno z najstarszych Chilijskich miast szczyci sie kolonialna architektura siegajaca wieku XVI. Natomiast Coquimbo to typowe miasto portowe, ktore rozciaga sie na wielkim wzgorzu zakonczonym klifami i ostrymi skalami. Jest to tez miasto bardzo ubogie z rozleglymi slumsami ale uzekajace specyficzna atmosfera. Dodatkowego dreszczyku emocji dodaja wszechobecene tablice informacyjne wskazujace droge ewakuacji w razie tsunami. Z tego co sie dowiadywalismy ostatnia wielka fala nawiedzila miasta w 1964 roku, ktorej wysokosc zaznaczona jest na ulicach gruba zolta linia.
Zabawnym i szczesliwym byl przpadek noclegu na plazy w Serenie, ktora to po tygodniu wydzielismy w TV zalewana przez fale tsunami wywolana przez trzesienie ziemi w Japoni. Zdziwko bylo przeogromne :)))))
Jako, ze jednym z powodow dla jakiego chcielismy tu przyjechac byly owoce morza sprobowlismy miejscowych przysmakow. Pamietac trzeba ze jest to jedzonko dla koneserow, do ktorych chyba jeszcze nie nalezymy :))))
Czterodniowe wakacje od wakacji ukoronowal widok wygrzewajacych sie leniwie wielkich, tlustych lwow morskich ( byczyly sie kilka metrow od nas:))
W przypadku tsunami tu jestesmy bezpieczni:))

Pyszne morskie specjaly - chyba trzeba do tego dorosnac:)

Radzimy uciekac w gore

Serena i Coquimbo

Jako ze wybrzeze Chilijskie liczy oklo 7 tys km w drodze na polnoc zatrzymywalismy sie jeszcze kilka razy na kompiel w oceanie. Faktem godnym zauwazenia jest to, ze prez 7 tys km wybrzeza woda w oceanie jest tak samo niefajnie lodowata:)))))
Woda zimna a slonce spala na wior

Jadac na stopa przez Atakame ( najsuchsza pustynia na swiecie, ale bardziej zaludniona niz patagonia argentynaska) dowiedzielismy sie, ze w poblizu znajduje sie najwieksze obserwatorium atsronomiczne na SWIECIE:)))) ( tzn. w tym momencie bo niedaleko buduja znacznie wieksze). No i od razu stalismy sie zapolonymi astronomami i postanowilismy zlozyc Panom naukowcom nizapowiedziana wizyte:))) Jako ze to pustynia atakama dostac sie tam nie latwo - nas podwiozla karetka pogotowia:)) Jako ze wizyta byla niezapowiedziana utknelismy na strozowce przed brama wjazdowa:)))
No ale Pan sraznik okazal sie niesamowicie sympatyczny i opowiadal nam przez pol nocy o tajnikach pracy astronomow i o wszystkim co sie dzieje w tym naszpikowanym najwyzsza technologia wzgorzu. Smieszna sprawa jest taka, Europejskie Poludniowe Obserwatorium Astronomiczne jest finanasowane przez 15 panstw europejskich i Chile. Siedzac w tamtej strozowce i sluchajac opowiesci kosmicznych bylismy na terytorium europejskim i zadna sila, czy policyjna czy wojskowa nie miala nas z tamtad prawa ruszyc. Dostalismy nawet obiad na koszt szesnastki. Jeszcze jeden fakt - kraje daja 1 % swojego PKB rocznie na utzrymanie tej wielkiej maszyny szukajacej zycia na innych planetach (w grupie tej sa takze Czechy:)) Pomimo, iz nie moglismy pobawic sie sprzetem astronomicznym za setki mld euro to widok gwiazd ze wzgorz Atakamy byl iscie powalajacy !!!!!
Obserwatorium jest ladne rowniez  zza bramy

Polnocne Chile to ciekawe ukryte miejsca wsrrod pustynnych wzgorz najezonych mineralami. Jak sie jedzie to dookola sa same kopalnie, wydobywaja tu wszystko - cala tablice Mendelejewa (zloto, platyna , miedz, olow, fofory i siare i wszystko inne ale nie znamy nazw bo Sebastian nie uwazal na lekcjach chemii:)))
Odwiedzilismy jedna z takich kopalni, a wlasciwie najwieksza odkrywkowa kopalnie miedzi na swiecie - Chuquicamata. Pewnie niektorzy z was ogladali program na Discovery o wielkich ciezarowkach przewozacych po 400 ton urobu na raz. No to Wam powiemy ze my je widzielismy na zywo:)))) i sa to przeogromne giganty. Cala kopalnia to przeogromny gigant o długosci wynoszacej 4,3 kilometra, szerokosci 3 kilometrow a głebokosci dochodzacej do 1 km. A do tego dodac mozna jeszcze ponad 100 ciezarowek gigantow. Godne polecenia.
Duze, wieksze, NAJWIEKSZE
Mama mowila "nie kop tak gleboko, bo dokopiesz sie do Chin"

Najpopularniejsza destynacja polnocnego Chile jest jednak San Pedro de Atakama. Wioska ta stala sie mekka turystow z calego swiata ( tylko nie z Chile bo dla nich jest za drogo). Miejsciowsc polozona w sercu Pustyni Atakamy sama w sobie jest juz ciekawa a co dopiero mowic o otaczajacych krajobrazach. My jak zawsze wybralismy opcje mass ekonomico, ale .... ale nie najbardziej . Dwa dni jezdzilismy po pustyni roweramiiiiiii:))))) Pierszego dnia zrobilismy 60 km co okazalo sie zabujczym dystansem - proponujemy polowe tego, mozg nie zdazy sie przypalic:))) Kompalismy sie w slonych oczkach z przecudownie orzezwiajaca i wyporna woda. Drogiego dnia pedalowalismy po Dolinie Ksiezycowej, gdzie NASA testowala swoje pojazdy ksiezycowe i marsjanskie. Krajoobrazy w skrucie mozna opisac tak - WOW:)
Rowerami po Atakamie

Iscie ksiezycowo:))

Na Chilijski deser wciagnelismy opuszczone miasto gornicze Humberstone, ktore niedawno zostalo wpisane na liste UNESCO. W zasadzie cale miasto to jedna wielka rdza, ale fantastycznie oddaje realia zycia gornikow z XIX wieku.
Teraz jestesmy juz blisko Boliwii i jutro jedziemy autobusem do kraju dzikiego i pieknego zarazem.

niedziela, 13 marca 2011

Winne pozegnanie z Argentyna

W drodze na polnoc Chile natknelismy sie na powazna przeszkode - aglomeracje Santiogo(stolica). Podobnie jak z Rzymem tu rowniez wszystkie drogi prowadza do Santiago, a wlasciwie jedna bo wiecej nie ma. Jakoz ze duze miasta sa drogie, niebezpieczne i ...Duze to w dodatku jest niemozliwoscia jechac tam na stopa. Po krotkiej naradzie stwierdzilismy, iz ominiemy ta niedogodnosc przez Andy argentynskie.
OJJJJJOJOJ..ups....i sie wpakowalismy tam gdzie psy d....i szczekaja ( a wlasciwie Harty nie wiedziec czemu). Plan byl prosty przedrzec sie przez gory do wspanialej miejscowosci Mendozy, ktora to slynie na calym swiecie z produkcji wina nieslychanie dobrej jakosci.
Pierwszy etap okazal sie dosc latwy, przy akompaniamencie Inti Illimani wjechalismy do Argentyny, a zaraz potem utknelismy w najnudniejszej andyjskiej wiosce. Caly dzien stalismy, siedzielismy, gralismy w karty, zabawialismy miejscowe dzieci, a pozniej juz nic nie robilismy - tak przez 12 godzin non stop lapania stopa. Problem nie tkwil w tym, ze nikt nas nie chcial zabrac, a w tym ze nic nie jechalo ta malownicza gorska droga;)
Suma sumarum po dwoch dniach przeprawy dojechalismy do Mendozy, ktora okazala sie jeszce wspanialsza niz to sobie wyobrazalismy. W czasie naszego pobytu zaczynal sie bowiem Festiwal Wina polaczony z jubileuszem miasta. Uliczne degustacje wina, liczne wystepy oraz pyszne jedzonko sprawily, iz miasto to zajmuje 1 miejsce ze wszystkich miast w Argentynie.  Trzeba dodac, ze Mendoza zostala wybudowana na pustyni, a w rzeczywistosci jest cal zielona. Do nawadniania licznych placow i parkow zaadoptowana zostala dosc sporych rozmiarow rzeka. 
Wracajac do Chile wstapilismy jeszcze na najwyzsza gore obu Ameryk - Aconcague 6932 m n.p.m. . Jest to szczyt okazaly, na ktory wspina sie tysiace ludzi rocznie, a poniewaz nie lubimy tloku i kolejek na szczyt zdecydowalismy sobie odpuscic tym razem:)
Przed sama przelecza, czyli granica, zostalismy zaproszeni do wojskowego schroniska, gdzie spedzilismy mila noc na ponad 4 tys. m. popijajac likier z papay (aguamiel).
12 godzin w Ranquil Norte - z obstawa
Degustacje win w Mendozie
 
Aconcagua - nastepnym razem;)
Prawie na szczycie
Luz na sluzbie

Pukon - ile mozna czekac na wybuch wulkanu????

My czekalismy cztery dni ....... i ........nic, jednak niektorzy czekaja juz ponad 20 lat ( ostatnia erupcja miala miejsce w 1984 roku).
Jak wiadomo wszystkim geografom, a reszte informujemy teraz, Chile lezy w strefie silnie zaakcentowanej sejsmicznie. Wystepuja tu wszystkie jej odmiany: wulkany, trzesienia ziemii a za nimi tsunami i powodzie. Ogolnie nie nudzi sie tu mieszkancom, ktorzy pilnie nasluchuja newsow radiowo-telewizyjnych.
Wracajac do Pukonu, jest to mala miescina, gdzie okolo 90% ludnosci to turysci, ale nie bez powodu... kazdy moze znalesc tutaj cos dla siebie... od sportow wodnych, typu rafting, zeglarstwo, zjazd na detce poprzez jazde konna, paralotniarstwo, wycieczki 4x4 skonczywszy na trekingu. Po wszystkich wrazeniach mozna wypoczac na termach lub w licznych barach i kawiarniach. (Moze zabrzmialo to jak reklama turystyczna, ale faktycznie maja wszystko:)). Jako, ze nasz budzet nie przewidzial wszystkich tych atrakcji, wybralismy jedna z nich (mas ekonomico, jak tu mowia) - treking wokol wulkanu. Zastanawialismy sie jeszcze nad raftingiem, ktory uchodzi za jeden z najlepszych na swiecie, ale pogoda nam sie posypala.
Wulkan Villarica jest jednym z najbardziej aktywnych w Chile, a treking wokol niego nalezy zaliczyc jako ciekawe doswiadczenie geograficzne, bo moglismy ogladac zastygle jezory lawy i niezwykle osobliwosci przyrody. Ponad to przez trzy dni bylismy sam na sam z wielkim dymiacym, mogacym w kazdej chwili wybuchnac, budzacym podziw i strach jednoczesnie wulkanem Villarica :)
Pukon i robta co chceta




Ten co nie chce wybuchnac

spacer po lawie

´¨Ziemia Ognia¨